poniedziałek, 31 grudnia 2012

Rozdział XI.



   Czas szybko minął. Jakoś mnie to nie zdziwiło, bo przez te godziny, mówiłam co było u mnie w Rosji, a co u Marty. Gdy była  17.40, zbiegłyśmy na dół. W czasie nakładania na siebie rzeczy, zauważyłam, że rodzice o niczym nie rozmawiają, tylko każdy z nich siedzi na końcu sofy. Możliwe, że przeze mnie się pokłócili. Ale cóż… Gdy wyszłyśmy, Marta odprowadziła mnie na ul. Łąkową, pożegnała się i poleciała w drugą stronę, ja zaś zostałam sama jak palec. Zadzwoniłam do domofonu. Odrobinę się wystraszyłam, bo głos z którym rozmawiałam był przeraźliwy. Poszłam do mieszkania. Okazało się, że nie musiałam się, aż tak bać, bo była to miła pani. Oprowadziła mnie po całym domu, oprócz łazienki, gdy kierowałam się w niej stronę, sprzedawczyni coś powiedziała,  ale nie usłyszałam.
- Słucham? – rzekłam.
- Tam, tam ktoś jest.
- Jak to? – zapytałam.
- Zapomniałam cię uprzedzić, że przez kilka dni będzie tu mieszkał pewien mężczyzna.
- Jaki?
Niespodziewanie otworzyły się drzwi, w których stał …
- Bartek?
- Ka-ka-sia? A co ty tu robisz? – zapytał mnie, stojąc w ręczniku po kąpieli.
- No ja chcę kupić te mieszkanie. – odpowiedziałam.
Nagle wtrąciła się sprzedawczyni.
- A to wy się znacie? – zapytała.
- Tak, tak. – odpowiedziałam.
- Tak i cieszę się, że się znamy. – potwierdził Bartek z uśmiechem.
- To, to ja… może was zostawię samych. – odpowiedziała, wychodząc z mieszkania.
Nie mogłam wytrzymać. Szybko podbiegłam do Bartka, co prawda był mokry, ale to mnie nie powstrzymało, aby go przytulić.
 -Tęskniłam … Czemu do mnie nie zadzwoniłeś? – czułam jak oczy zachodzą mi łzami.
- Miałem taki zamiar, ale już tu jesteś. A co się stało? No wiesz o co mi chodzi … przecież mieszkałaś z rodzicami.
- Tak, ale oni nie mogą niczego docenić.
I zaczęłam opowiadać swoją przygodę. Bartek, siadł w ręczniku i mnie wysłuchiwał. Wiedziałam, że on mnie może docenić. Rozmawiałam i rozmawiałam… ale ktoś nam to przerwał. Weszła do domu sprzedawczyni.
- To ku…?
- Tak, tak kupuję. Już może pani iść. A o wpłaty porozmawiamy jutro przez telefon.– odpowiedziałam.
Dała mi kluczyki i wyszła.
- Bartek, ja lecę do domu po rzeczy, a ty idź się przebierz. Gdy wrócę jeszcze porozmawiamy. – i wyszłam.
Podbiegłam z prędkością jak kangur. Gdy dotarłam do domu, pobiegłam na górę spakowałam co mi było na najbliższe dni potrzebne,  po resztę miałam przyjść jutro. Wzięłam torby, i poszłam do rodziców.
- Mamo, tato… wynajęłam swoje mieszkanie. Tylko proszę nic nie mówcie, jutro przyjdę i porozmawiamy. – mówiąc to ucałowałam rodziców i wyszłam.
***
- Cieszę się, że jesteś. A zresztą, ciebie to po co tu przywiało?
- A nie cieszysz się, że nie jestem? A odpowiedź na twoje pytanie jest jasna, mam kontuzję.
- Aha. – odpowiedziałam, pijąc wino.
Czułam się jak nigdy. Siedziałam na kanapie razem z Bartkiem, oparta o niego i delektując się winem.
- Wiesz… śliczna jesteś.
- Oh, naprawdę? Nigdy mi wcześniej tego nie mówiłeś. – odpowiedziałam, rumieniąc się i schylając głowę w dół ze wstydu.
- Oj - złapał mnie delikatnie za podbródek tak, aby nasze oczy się spotkały. Wiedziałam, że teraz liczył się tylko on.
- Urocza jesteś. Od początku mi się podobałaś. – powiedział.
- Aha. – pocałowałam go w czoło i wstałam.
- Koniec na dzisiaj. Za dużo wypiłeś. Zaśmieliśmy się oboje. Idę, spać. Dobranoc.
Poszłam do pokoju, zamykając drzwi. Jeszcze w życiu nie poczułam się… nie wiem jak to opisać. Powiem tylko, że to było wyjątkowe.
 _________

Dziękuję, że doszło, aż do takiej liczby wyświetlania mojego bloga. Mam nadzieję, że opowiadanie się podoba. :)

niedziela, 30 grudnia 2012

Rozdział X.



   Wynajęcie swojego mieszkania, pozwalałoby mi na rozwijanie swojej pasji, a dodatkowo nie wysłuchiwałabym tych bzdur rodziców. Siadłam, wzięłam laptopa na swoje kolana i zaczęłam poszukiwać. Było ich sporo. Bardzo mi się spodobało jedno, które było tanie, a także miało wszystko czego ja potrzebowałam. Postanowiłam zadzwonić do osoby, które je chciało sprzedać.

- Halo. Dzień Dobry. Ja w sprawię mieszkania. Jest jeszcze może aktualne?
- Naprawdę?  O fajnie, fajnie.
- Dzisiaj? Tak mogę.
- Dobrze. To do zobaczenia o 18.00. Do widzenia.

   Tak, tak, tak! Mieszkanie, dzięki Bogu, nie jest przez nikogo wynajęte. Dobra, jeszcze mam dużo czasu do wieczora. Czas zobaczyć co się dzieje, u moich znajomych. Gdy weszłam na facebook’a. Nie mogłam uwierzyć! Dostałam około 20 wiadomości, abym nie rzucała studiów!  Od razu wiedziałam, kto to rozpuścił …. Marta. Zabrakło mi słów. Akurat była dostępna, więc od razu zabrałam się, aby napisać do niej wiadomość:
„ Zwariowałaś, czy co! Nie będę ci nic tutaj tłumaczyć, przyjdź do mnie i to teraz. Zrób to dla swojej przyjaciółki, bez żadnych, ale… Tylko,  uważaj na humory moich rodziców jak wejdziesz. Czekam! „
   Długo nie musiałam czekać. Od razu z pokoju usłyszałam, dzwonek do drzwi. Wyszłam po cichu z pokoju i stałam na schodach, sprawdzając co zrobi mama. Po kilku dzwonkach,  poszła do drzwi i je otworzyła. Dało się słyszeć, co mówiła.

- Dzień Dobry! Jest Kaśka? – zapytała Marta.
- Nie, nie ma. Wyszła przed chwilą do sklepu. – odpowiedziała mama.
- To może, ja poczekam.
- Nie, nie ma takiej potrzeby. Do widzenia! – rzekła mama.

 Nie mogłam tego znieść. Zbiegłam na dół, mówiąc:
- Jestem, jestem. Wejdź Marta, nie zwracaj na nią uwagi. 

   Poczułam dreszcz, bo kątem oka, zauważyłam nienawiść mojej matki do mnie. Po chwili, Marta zdjęła kurtkę, buty i poszłyśmy na górę, do mojego pokoju. Nagle, odezwała się:

- O co znowu poszło?
- O co? Ty się jeszcze, pytasz! Nie dość, że jeszcze wszystkim rozgadałaś, że rzucę „niby studia” , to znowu pokłóciłam się z matką.  – krzyknęłam.
- Cicho. Jeszcze twoi rodzice nas usłyszą. – odpowiedziała, zamykając drzwi.
- Niech usłyszą. Bo to ostatni raz jak mnie będą widzieć.
- Jak to?
- Normalnie. Ja nie wytrzymuję. Wszyscy co mnie znają, twierdzą, że jestem chora, bo lubię siatkówkę. A rodzice już dają mi w kość. Za każdym razem, słyszę, jaka to ja dziecinna jestem.
- A może, po prostu się oni o ciebie martwią. Nie rozumiesz tego?
- Nie, nie rozumiem. Dla mnie martwienie się o kogoś, jest bardziej czułe.
- Oj tam, czułe.  Gdzie masz zamiar mieszkać?

   Otworzyłam laptopa i pokazałam mieszkanie.

- No ładne, ładne. Ale mam nadzieję, że nadal będziemy się spotykać? – rzekła Marta.
- Wiadomo. Dziękuję ci, że jesteś, poza tymi wybrykami. – odpowiedziałam , śmiejąc się.
- To fajnie! – mówiąc to, przytuliła się do mnie.
- A może poszłabyś, ze mną obejrzeć mieszkanie, o 18.00?
- Nie, nie mogę. Mam trening kosza.
- Szkoda, fajnie, było by, usłyszeć opinię o tym mieszkaniu, równie od ciebie.
- Wiem, wiem. Ja tu do wszystkiego jestem potrzeba. – zaśmiała się Marta.

   Po tej rozmowie, Marta miała już iść, ale ubłagałam się, aby została u mnie do 17.00. To zdąży mnie jeszcze odprowadzić na ul. Łąkową. Daj Boże, aby te mieszkanie, niemiało żadnych negatywów. Choć zawsze i wszędzie jakieś są.

wtorek, 18 grudnia 2012

Rozdział IX.



   Usłyszałam budzik.
 - O mader. – zwlokłam się z łóżka.

   Wyłączyłam  zegarek. Rozciągnęłam się, poszłam do łazienki. Umyłam twarz, szybko się przebrałam. Wszystko było spakowane, więc niemiałam na co czekać. Zabrałam bagaże, zamknęłam drzwi i zeszłam na dół. Oddałam kluczyk do portierni i poszłam zjeść śniadanie. Były parówki … niestety nie ciekawie to wyglądało. Musiałam takim razie zrobić sobie kanapkę z samym masłem. Po zjedzeniu, wyszłam na dwór. Było strasznie zimno … prószył lekko śnieg.

- O proszę! Już zima. – powiedziałam z uśmiechem i poszłam na lotnisko. 

***

   Tym razem było mało ludzi. Po kilku minutach czekania, zauważyłam jak na lotnisko również wchodzą siatkarze PGE Skry. W to już nie wierzyłam! Siedli przede mną dosłownie kilka metrów. Po chwili Mariusz się odwrócił, zauważył mnie i mi pomachał z uśmiechem. Widocznie mnie pamiętał! Kto wie, może jeszcze razem zemną będą lecieć samolotem?
   A jednak! Stało się to o czym myślałam. Nie lecieli w Extra Klasie, lecz w zwykłej. I właśnie teraz przyszło mi do głowy, dlaczego ich tak szanuję… Nie dość, że są przystojny, świetnie grają również dla nas, cenią fanów, to nie chcą być obsługiwani jak królowie. Po tej sytuacji zorientowałam się, że Bartek nie występuje za często w telewizji. Jakimś cudem, często przeprowadza wywiady nie dla Polaków, lecz do USA itp. Ostatnio nawet widziałam taki po Lidze Światowej.  A co do siatkarzy PGE Skry, każdy siatkarz robił, co mu się rzewnie podoba. No wiadomo, oprócz chodzenia po samolocie i hałasowania. Był idealny spokój, a każdy zajmował się swoim. Czytał książkę lub rozmawiał przez telefon, ja zaś gdy wystartowaliśmy, założyłam słuchawki w uszy z muzyką i zasnęłam.
***
   Była godzina 17.00. Wyszłam z samolotu. Siatkarze PGE poszli w jedną stronę, a ja w drugą. Niestety, nie rozmawiałam z nimi w samolocie, ale dało się przeżyć. Odebrałam bagaże, i pojechałam taksówką do domu. Drzwi było otwarte, więc nie musiałam, wyjmować kluczy. Gdy weszłam do salonu, chciałam się przywitać z rodzicami, ale jakoś mi to nie wyszło. Mama wstała z fotela i krzyknęła:

- Gdzie ty byłaś?! Oszalałaś! Jesteś niepoważna! Tu się ktoś o ciebie martwi, a ty nawet telefonu nie odbierasz! Jeszcze pojechałaś na ten durny mecz! Miałaś zakaz! Ile razy mam ci powtarzać! To jest mój dom i ja tu decyduję!
- Dasz mi spokój? Nie mam 12 lat. Chciałam to pojechałam. Nie zabronisz mi. – rzekłam.
- Córko, tym razem poprę mamę. Raz mogłabyś odebrać telefon. – powiedział tato ze spokojnym tonem.
- Raz! Za każdym razem powinna odbierać! Gówniara jedna! Jeszcze może studia rzucisz, dla swojego wymyślonego Bartka! Jeszcze raz ci powtórzę! SIATKÓWKA TO BZDURA! Nie wiem, jak ty się dalej będziesz wychowywała. Tylko nam wstyd robisz przed sąsiadami! – odezwała się mama.
- Odwal się ode mnie! Pieprze to twoje gadanie! Ty nigdy mnie nie zrozumiesz! – odpowiedziałam, z płaczem.

   Już nie wytrzymywałam. Wzięłam torby i pobiegłam na górę. Rzuciłam się na łóżko, włączając laptopa.
Jak oni tak mogą. Przede wszystkim mama. Nigdy mnie nie doceni! Nigdy nie doceni tego sportu! Ja się w tym sporcie zakochałam i koniec. To jest coś wspaniałego.  Te zauroczenie do siatkówki nigdy nie minie. Chciałam pojechać na mecz to pojechałam. A co do wulgaryzmów poniosło mnie. Nigdy nie zapomnę tej sytuacji. A może to ta chwila zadecyduje, czy nadal będę ich wysłuchiwać. Może bym tak wynajęła swoje mieszkanie?
 

   Przepraszam, że tak późno dodaję.  Ale sami wiecie, szkoła. :c

środa, 5 grudnia 2012

Rozdział VIII.

   Wzięłam kluczyki, poszłam do pokoju. Otworzyłam drzwi. Weszłam do łazienki, zdjęłam ubrania i umyłam się. Smród był nie do opisania. Nałożyłam ręcznik, zmyłam makijaż i zdjęłam biżuterię. Nie będę się wystrajała na kolację. Zaśmiałam się. Nałożyłam zwykły t-shirt, rurki, skarpetki i kapcie. Było mi chłodnawo w nogi. Z torby wyjęłam piżamę i położyłam na łóżku, aby na jutrzejszy lot było wszystko przygotowane. Nie potrzebne ubrania i resztę rzeczy schowałam. Otworzyłam okno, aby się przewietrzyło.
Była już godzina 19.00. Czas iść na kolację. Gdy zeszłam na dół, zauważyłam czekającego na mnie Bartka.

- Witaj. – rzekł.
- Cześć. – odpowiedziałam.
- Co dzisiaj masz na kolację, bo głodny jestem.
- Są zwyczajne kanapki, które sam mam nadzieję przyrządzisz. Chyba nie masz ośmiu lat.
- Może i nie, ale przyznam się, że leniem byłem od małego.

   Poszliśmy do stołówki, wyjątkowo nikogo nie było. Tylko widziałam, że dwie panie z portierni patrzyły z zaszokowaniem na Bartka. Ale jakoś się tym nie przejęłam. Zasiedliśmy do stołu. Czułam się jak idiotka, w tych kapciach, ale za to było mi cieplutko w nogi. Poszłam do oddzielnego stolika i zrobiłam sobie kanapkę. Bartek również. Wróciliśmy na swoje miejsca i zaczęliśmy spożywać posiłek.

- Dobre? – zapytałam z uśmiechem.
- Bardzo. –odpowiedział.

   Chciałam dalej kontynuować rozmowę, ale niespodziewanie wpadło do hotelu kilkanaście fanek, po meczu Skry. Niestety, musiały przyjść, bo tutaj nocowały. Gdy zobaczyły Bartka, wszystkie na raz podleciały do niego, prosząc o autografy. Kilka z nich zaczęło płakać i krzyczeć do ucha dla mnie, jakie to szczęście go zobaczyć i ogólnie. Myślałam, że zwariuje. Złapałam chwilowy i dosyć poważny kontakt wzrokowy z Bartkiem. Widziałam, że też nie jest zadowolony. Nagle wstał i powiedział:

- Cieszę się, że tak mnie lubicie i cenicie mnie za moją grę, ale chciałbym po tym meczu odpocząć chwilowo ze znajomą i zjeść zwyczajną kolację.

 Zaczęłam się śmiać, gdy jednak z fanek mu odkrzyknęła: 

- Jak taki sławny siatkarz, może jeść kolację ze zwykłą nieznajomą dziewczyną. Dodatkowo jecie sobie kanapki. Tacy jak ty, powinni jeść kraby, krewetki i nie tylko.

 Wszystkie hotki, na siebie popatrzyły i mówiąc „ z przytupem „ rozeszły się do swoich pokoi.

- Widzisz Bartek… Ja to jasnowidzem powinnam zostać. Mówiłam, że nagle wszystkie się zlecą. Ale genialne było to, jak ta jedna z hotek ci odkrzyknęła. Jak ja się zaczęłam śmiać. Ale potem jedna z tej grupy dziewczyn, wzięła pomidora z tamtego stolika i rzuciła mi go we włosy. – rzekłam, grzebiąc we włosach kawałki pomidora.
- To było śmieszniejsze. Miałaś racje, nie powinienem tu przychodzić. To jest chore miejsce. – powiedział, ubierając kurtkę.
- Teraz się tak łatwo nie wywiniesz. Zdejmuj kurtkę i dokończ kanapkę. Co to za sportowiec bez kolacji.  – zaśmiałam się.
- Wiadomo. Muszę ci teraz coś wyznać. Czasem mam dosyć być siatkarzem.
- Czemu?
- Bo widzisz. Gdziekolwiek jestem, przybiega jedna fanka i prosi o zdjęcie. Okej, to się zgodzę, ale po kilku sekundach przybiega ich 60 razy więcej. Nie chcę być dla nich chamski, ale jest to męczące. Muszę się pogodzić z tym.
- Zadam ci jedno logiczne pytanie. Czym byłaby Reprezentacja bez ciebie? No wiadomo Reprezentacją, ale nie tak silną. I teraz obiecaj mi, że nie zmienisz zawodu. – powiedziałam, kończąc kanapkę.
- No nie już nie mogę. Cieszę się, że mam przynajmniej u ciebie wsparcie.- odpowiedział, gryząc przekąskę.
- Jutro już, lecę. Co powiesz, jeśli kiedykolwiek się jeszcze zobaczymy, na partyjkę gry w single?
- Słuchaj, ja już się zbieram. Ale co do partyjki to chętnie i mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy. – odpowiedział, uśmiechając się i zakładając kurtkę.
- Fajnie było. Oprócz pomidora w moich włosach. – rzekłam, tuląc się do niego.
- No. Na razie, trzymaj się młoda. – rzekł, wychodząc i mi machając.

   No i o to mi chodziło, o zwyczajną kolację. Choć miałam nadzieję, że jednak nie będzie zlotu fanek, ale trudno, stało się.
   Zaniosłam talerze do kucharki, wróciłam do pokoju, przebrałam się w piżamę i poszłam spać. Jutro czeka mnie powrót do Polski i ochrzan od matki.

czwartek, 29 listopada 2012

Rozdział VII.


    Wszyscy ładnie powychodzili na tych zdjęciach, a trening chyba był bardzo męczący. Taktyka była zabójcza. Grali dzisiaj sami najlepsi! Siedziałam, ziewając i czekając na mecz. Strasznie mi się nudziło. Gdy spojrzałam na zegarek, stwierdziłam, że już ludzie powinni zbierać się przed wejściem… i tak się stało. Po chwili wszyscy wbiegli jak szaleni i zajmowali swoje miejsca. Niestety nie mogłam już sobie popatrzeć na boisko, bo każda osoba przede mną biegła. A akurat na halę wchodzili Bełchatowianie. Po kilkunastu minutach budynek był cały wypełniony. Obie drużyny były po swoich połowach i mieli krótką rozgrzewkę przed meczem. Atakowali na początku z lewego i potem prawego skrzydła oraz krótkie. Następnie przeszli do serwowania. Po tym, obie drużyny stały szeregiem i czekały na hymn Polski, a także Rosji. Czułam się dumna, wiedząc, że jestem Polakiem. Stałam na baczność i jak najgłośniej się dało, śpiewałam. Nawet widziałam jak Bartek śpiewał Polski, zamiast Rosyjskiego. Ale mu się nie dziwie, przecież nie zna hymnu obcego kraju. Niektórzy siedzieli, a niektórzy stali i dopingowali swojej drużynie.
   Mecz się zaczął. Na początku serwowała Skra. Pierwsza akcja trwała ponad 3 minuty. Podziwiam te dwie drużyny, jak mogą tak doskonale bronić. Siadłam. Pierwszy raz byłam tak skupiona na grze. W końcu nie ma tu faceta, który rzuca orzeszkami. Zaśmiałam się. Oglądałam przepiękne ataki Wlazłego, Winiara, a także Kurka. To było coś. Strasznie ciekawiło mnie to, jak można grać z drużyną, w której się kiedyś było. Tęskniłam za Bartkiem w Skrze. Ta drużyna nie była pokonana! Ale teraz też sobie dają radę. Cieszy mnie to, ale i tak w moim sercu zawsze Sovia. Pierwszy set powędrował do Bełchatowian, było 25:16. Yh, ale ich roztrzaskali. Oby tak dalej!
                                                                               ***
   Minęły trzy sety. Pierwszy był dla Skry, drugi dla Dynamo, a trzeci znowu dla Skry. To już był decydujący set o wygranej Bełchatowian. Żeby im się powiodło! Trzymałam kciuki jak najmocniej się da. Szli sobie w łeb w łeb.  Było po 16. Wzięłam i rozwinęłam plakat. Krzyczałam i skakałam z emocji! W końcu mi nikt nie rozkazuje. Było 24:23 dla Bełchatowian. Wszyscy krzyczeli: „ OSTATNIA! „ , ja również. Zaserwował Pliński…i…i… JEST! Przepiękny as serwisy. To jest to! Drużyny sobie pogratulowały. Podbiegłam do barierek i czekałam na drużynę z Bełchatowa. Przyszedł Winiarski. Wyciągnęłam plakat. Niestety nie zauważył mnie i poszedł do innej dziewczyny. Choć nie ukrywam, że były same nastolatki. Ale prezentowałam się dobrze, bo nie byłam, aż tak stara. Następnie podszedł Wlazły, szybko krzyknęłam:

- Tutaj! – uśmiechnęłam się.
- Dla kogo podpisać? – zapytał.
- Dla strony: Siatkówka, Jest Bowiem Sportem Wyjątkowym. *.* - rzełam.
- A dla ciebie?
- A dla mnie nie trzeba. Pięknie dziś pan zagrał. – uśmiechnęłam się.
- A dziękuję.
   Nagle zdjął koszulkę, podpisał ją swoim autografem i na mnie nałożył.
- To ja dziękuję panu. – powiedziałam uradowana.
- A nie ma za co. Teraz będziesz miała autografy wszystkich z mojego klubu. - zaśmiał się i poszedł dalej podpisywać.

   Czułam już ten widok dziewczyn z zazdrości. Czekałam na następnych, aby podpisali koszulkę. Stałam tyłem nie wiedząc kto podpisuje, ale czułam dotyk flamastru. Potem zaczęłam szarpać bluzką patrząc kogo brakuje. Nie było Winiara, Pliny i Zatora. Zapomniałam jeszcze o kimś. Szybko pobiegłam na drugą stronę. Widziałam jak Bartek ma mnóstwo fanek i rozdaje im autografy. Widziałam jak nawet jedna dziewczyna się rozpłakała, bo nie dostała jego autografu. Oh, jakie hotki. Byłam na samym końcu tłumu. Skakałam, aby mnie zauważył. A jednak, przeprosił fanki, obiegł je na około i przyszedł do mnie.

- Jak mecz? Podobał ci się? – zapytał.
- Cienko wypadliście. Było was stać na więcej. – parsknęłam.
- Ta oczywiście. Bo ty się znasz. – zaśmiał się.
- Znam, o wiele więcej niż myślisz.
   Obróciłam się. Pokazując mu bluzkę i chwaląc się od kogo dostałam.
- Nie dziw się tak. Szampon lubi swoje fanki i darzy je szacunkiem. – rzekł Bartek.
- Słuchaj, mam prośbę. Mógłbyś się podpisać? – zapytałam.
   Czułam jak Bartek się w głębi zastanawia. Gdy minęły 2 minuty, dopiero mi podpisał.
- Proszę. – rzekł.
- Dziękuję…
Popatrzyłam się mu  w oczy. Widziałam, że coś jest nie tak.
- Bartek ty…ty… płaczesz?
- Nie, nie. Tylko po prostu tęsknie za moją drużyną. A dziwnie się czułem dając ci autograf na koszulce Skry. Przecież ja już tam nie gram.
- Ale grałeś. – powiedziałam, tuląc się do niego.
   Bartek szybko się ogarnął, pożegnał się ze mną, dał autografy jeszcze dla kilku fanek i poszedł. Ja już też się kierowałam się w stronę drzwi. Ale zauważyłam, że Bartek jeszcze się zawrócił i wbiegł w moją stronę.

- Poczekaj chwilę. Na jakiej ulicy teraz teraz mieszkasz. W jakim hotelu? – zapytał. 
- A ja tam wiem. To jest Rosja. Mogę ci tylko powiedzieć, że to jest tani i Polski hotel.
- Oj, chyba wiem który. Wpadnę. – powiedział.
- Teraz będę miała na stołówce kolacje, więc dobrze się składa. Ale lepiej jak pójdziesz do swojego domu i odpoczniesz po tym wyczerpującym meczu. – powiedziałam z powagą.
- Oj daj spokój. – rzekł ze słodką miną.
- No dobra. Tylko się nie zasiedź. Ja chcę normalnie zjeść kolacje. I mogę się założyć, że jak siądziesz obok mnie, to wszystkie fanki się z lęcą. Przecież to jest polski hotel. – zaśmiałam się.
- Trudno i tak mnie nie przekonasz, abym został w domu. To o której masz kolację?
- Za godzinę.
- Okej, to do zobaczenia.

   No fajnie. Ja tu przyjechałam na mecz. Ale dobra, przecież jutro lecę do Polski. A kolacja Bartkiem, czyli zjedzenie kanapek nie zaszkodzi. Yh... no dobra, czas iść do domu i się umyć. Powąchałam pachy. Oj i to szybko, jestem strasznie spocona.