czwartek, 29 listopada 2012

Rozdział VII.


    Wszyscy ładnie powychodzili na tych zdjęciach, a trening chyba był bardzo męczący. Taktyka była zabójcza. Grali dzisiaj sami najlepsi! Siedziałam, ziewając i czekając na mecz. Strasznie mi się nudziło. Gdy spojrzałam na zegarek, stwierdziłam, że już ludzie powinni zbierać się przed wejściem… i tak się stało. Po chwili wszyscy wbiegli jak szaleni i zajmowali swoje miejsca. Niestety nie mogłam już sobie popatrzeć na boisko, bo każda osoba przede mną biegła. A akurat na halę wchodzili Bełchatowianie. Po kilkunastu minutach budynek był cały wypełniony. Obie drużyny były po swoich połowach i mieli krótką rozgrzewkę przed meczem. Atakowali na początku z lewego i potem prawego skrzydła oraz krótkie. Następnie przeszli do serwowania. Po tym, obie drużyny stały szeregiem i czekały na hymn Polski, a także Rosji. Czułam się dumna, wiedząc, że jestem Polakiem. Stałam na baczność i jak najgłośniej się dało, śpiewałam. Nawet widziałam jak Bartek śpiewał Polski, zamiast Rosyjskiego. Ale mu się nie dziwie, przecież nie zna hymnu obcego kraju. Niektórzy siedzieli, a niektórzy stali i dopingowali swojej drużynie.
   Mecz się zaczął. Na początku serwowała Skra. Pierwsza akcja trwała ponad 3 minuty. Podziwiam te dwie drużyny, jak mogą tak doskonale bronić. Siadłam. Pierwszy raz byłam tak skupiona na grze. W końcu nie ma tu faceta, który rzuca orzeszkami. Zaśmiałam się. Oglądałam przepiękne ataki Wlazłego, Winiara, a także Kurka. To było coś. Strasznie ciekawiło mnie to, jak można grać z drużyną, w której się kiedyś było. Tęskniłam za Bartkiem w Skrze. Ta drużyna nie była pokonana! Ale teraz też sobie dają radę. Cieszy mnie to, ale i tak w moim sercu zawsze Sovia. Pierwszy set powędrował do Bełchatowian, było 25:16. Yh, ale ich roztrzaskali. Oby tak dalej!
                                                                               ***
   Minęły trzy sety. Pierwszy był dla Skry, drugi dla Dynamo, a trzeci znowu dla Skry. To już był decydujący set o wygranej Bełchatowian. Żeby im się powiodło! Trzymałam kciuki jak najmocniej się da. Szli sobie w łeb w łeb.  Było po 16. Wzięłam i rozwinęłam plakat. Krzyczałam i skakałam z emocji! W końcu mi nikt nie rozkazuje. Było 24:23 dla Bełchatowian. Wszyscy krzyczeli: „ OSTATNIA! „ , ja również. Zaserwował Pliński…i…i… JEST! Przepiękny as serwisy. To jest to! Drużyny sobie pogratulowały. Podbiegłam do barierek i czekałam na drużynę z Bełchatowa. Przyszedł Winiarski. Wyciągnęłam plakat. Niestety nie zauważył mnie i poszedł do innej dziewczyny. Choć nie ukrywam, że były same nastolatki. Ale prezentowałam się dobrze, bo nie byłam, aż tak stara. Następnie podszedł Wlazły, szybko krzyknęłam:

- Tutaj! – uśmiechnęłam się.
- Dla kogo podpisać? – zapytał.
- Dla strony: Siatkówka, Jest Bowiem Sportem Wyjątkowym. *.* - rzełam.
- A dla ciebie?
- A dla mnie nie trzeba. Pięknie dziś pan zagrał. – uśmiechnęłam się.
- A dziękuję.
   Nagle zdjął koszulkę, podpisał ją swoim autografem i na mnie nałożył.
- To ja dziękuję panu. – powiedziałam uradowana.
- A nie ma za co. Teraz będziesz miała autografy wszystkich z mojego klubu. - zaśmiał się i poszedł dalej podpisywać.

   Czułam już ten widok dziewczyn z zazdrości. Czekałam na następnych, aby podpisali koszulkę. Stałam tyłem nie wiedząc kto podpisuje, ale czułam dotyk flamastru. Potem zaczęłam szarpać bluzką patrząc kogo brakuje. Nie było Winiara, Pliny i Zatora. Zapomniałam jeszcze o kimś. Szybko pobiegłam na drugą stronę. Widziałam jak Bartek ma mnóstwo fanek i rozdaje im autografy. Widziałam jak nawet jedna dziewczyna się rozpłakała, bo nie dostała jego autografu. Oh, jakie hotki. Byłam na samym końcu tłumu. Skakałam, aby mnie zauważył. A jednak, przeprosił fanki, obiegł je na około i przyszedł do mnie.

- Jak mecz? Podobał ci się? – zapytał.
- Cienko wypadliście. Było was stać na więcej. – parsknęłam.
- Ta oczywiście. Bo ty się znasz. – zaśmiał się.
- Znam, o wiele więcej niż myślisz.
   Obróciłam się. Pokazując mu bluzkę i chwaląc się od kogo dostałam.
- Nie dziw się tak. Szampon lubi swoje fanki i darzy je szacunkiem. – rzekł Bartek.
- Słuchaj, mam prośbę. Mógłbyś się podpisać? – zapytałam.
   Czułam jak Bartek się w głębi zastanawia. Gdy minęły 2 minuty, dopiero mi podpisał.
- Proszę. – rzekł.
- Dziękuję…
Popatrzyłam się mu  w oczy. Widziałam, że coś jest nie tak.
- Bartek ty…ty… płaczesz?
- Nie, nie. Tylko po prostu tęsknie za moją drużyną. A dziwnie się czułem dając ci autograf na koszulce Skry. Przecież ja już tam nie gram.
- Ale grałeś. – powiedziałam, tuląc się do niego.
   Bartek szybko się ogarnął, pożegnał się ze mną, dał autografy jeszcze dla kilku fanek i poszedł. Ja już też się kierowałam się w stronę drzwi. Ale zauważyłam, że Bartek jeszcze się zawrócił i wbiegł w moją stronę.

- Poczekaj chwilę. Na jakiej ulicy teraz teraz mieszkasz. W jakim hotelu? – zapytał. 
- A ja tam wiem. To jest Rosja. Mogę ci tylko powiedzieć, że to jest tani i Polski hotel.
- Oj, chyba wiem który. Wpadnę. – powiedział.
- Teraz będę miała na stołówce kolacje, więc dobrze się składa. Ale lepiej jak pójdziesz do swojego domu i odpoczniesz po tym wyczerpującym meczu. – powiedziałam z powagą.
- Oj daj spokój. – rzekł ze słodką miną.
- No dobra. Tylko się nie zasiedź. Ja chcę normalnie zjeść kolacje. I mogę się założyć, że jak siądziesz obok mnie, to wszystkie fanki się z lęcą. Przecież to jest polski hotel. – zaśmiałam się.
- Trudno i tak mnie nie przekonasz, abym został w domu. To o której masz kolację?
- Za godzinę.
- Okej, to do zobaczenia.

   No fajnie. Ja tu przyjechałam na mecz. Ale dobra, przecież jutro lecę do Polski. A kolacja Bartkiem, czyli zjedzenie kanapek nie zaszkodzi. Yh... no dobra, czas iść do domu i się umyć. Powąchałam pachy. Oj i to szybko, jestem strasznie spocona.

wtorek, 27 listopada 2012

Rozdział VI.



- Oooo!
   Wstałam nietrzeźwo z łóżka. Rozciągnęłam się i wyłączyłam budzik. Była już godzina 04.08. Rodzice są już dawno w pracy. Poszłam do łazienki. Przemyłam twarz i patrzyłam się przez chwilę w lustro nie wierząc, że polecę do Moskwy. Szybko się ogarnęłam i przebrałam. Nałożyłam kolczyki i bransoletki. Wzięłam bilety na lot, bagaże i zeszłam na dół.
- O Jezu! – krzyknęłam. – Co ja tam spakowałam.
   Położyłam je przy drzwiach. Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie tosty. Zanim one wyskoczyły, spakowałam do normalnej kobiecej torebki m.in. błyszczyk, mp3, komórkę, dokumenty, bilety, chusteczki i aparat. Tosty się już wypiekły, wyjęłam je na talerz, posmarowałam masłem, położyłam szynkę i pokrojony pomidor. Gdy zjadłam, otworzyłam lodówkę sprawdzając, czy jest coś jeszcze do jedzenia dla mnie na drogę. Akurat była niedojedzona i zrobiona przez rodziców jajecznica i kanapki. Wzięłam pojemniki do przechowywania żarcia i je tam schowałam. Włożyłam to do torebki. Sprawdziłam godzinę na zerku i była już 04.30, a samolot mam o 05.30. Czas wyruszyć. Wzięłam bagaże itp. Szłam ja jakaś wędrowniczka z domu do domu zbierając rzeczy ludziom nie potrzebne. Przyznam, że ciężko się szło. A na lotnisku, było trochę za daleko jak na mnie. Gdy byłam na miejscu, było dużo, ale to naprawdę dużo ludzi. Czułam się jak mała dziewczynka, która zgubiła mamę w sklepie. Siadłam. Zamknęłam oczy i wyobrażałam sobie rzeczy niemożliwe. Najgorszym wydarzeniem było w moich myślach co powie na to mama. Ale zostawiłem jej kartkę, na której napisałam tak:
„ Cześć mamo. Bez twojej wiedzy pojechałam na ten mecz, ponieważ mam powyżej 18 lat i ja powinnam decydować w swoim życiu. Zawsze robiłam to co mi kazałaś. Teraz chcę poczuć się jak ptak. Chce być przez chwilę bez obowiązań i pouczeń. Zrozum to. I proszę cię o jedno.  Jak wrócę, proszę nie mów do mnie, ani słowa. Nie chce znowu wysłuchiwać twoich krzyków jaka jestem. 3maj się. Pozdrawiam, Kaśka. Kocham cię mamo <3 „ .

   Mam nadzieję, że zrozumie to co jej napisałam.
   Widziałam, już samolot,  którym miałam lecieć. Kiedy przechodziłam przez bramkę, bałam się, że zapipczy. Ale dzięki Bogu nic takiego się nie zdarzyło. Bagaże też mi przeszukiwali. Ale byłam wolna, bo wiedziałam, że nic takiego nie przechowywałam. Poszłam do samolotu. Bagaże dawno powędrowały do niego. Siadłam, modląc się o szczęśliwe dotarcie do Moskwy.

                                                                       ***

   Lot był niesamowity! Wzięłam bagaże i poszłam do hotelu. Pokój był już dla mnie zarezerwowany. Dobrze, że chociaż nie mówili po rosyjsku, bo ja uczyłam się tylko angielskiego i niemieckiego… w gimnazjum. Wzięłam kluczyki z portierni i poszłam do swojego pokoju. Był piękny! Taki cały pomarańczowy. Zostawiłam bagaże, zdjęłam buty i zaczęłam skakać po łóżku, gdy nagle weszła jedna osób ze służb, dokładnie mężczyzna:
- Dzieeeee…  - powiedział z przerażeniem.
Zeszłam z łózka, poprawiłam włosy i ogarnęłam się.
- Nie nic nie trzeba. – rzekłam zamykając mu drzwi przed nosem.
   Pewnie było to nie miłe, ale powinno się pukać. Spojrzałam na zegarek była godzina 18.00, a mecz zaczynał się o 20.30. Postanowiłam, że nie mam zamiaru tak długo czekać. Poszłam się umyć, zmieniłam ubranie, nałożyłam młodzieżową biżuterię i pomalowałam się delikatnie. Wyjęłam z torebki telefon i zauważyłam, że było, aż 23 nie odebranych połączeń, w tym 15 SMS-ów. Olałam to sobie i schowałam z powrotem komórkę. Wiedziałam, że tak będzie. Dlatego nie postanowiłam codbierać, bo to pogorszy sytuacje z mamą. Ubrałam się. Gdy miałam zamykać drzwi, nagle przypomniało mi się, że nie wzięłam plakatu, którego zrobiłam z nazwą mojej strony. Wyszłam z pokoju, zatrzasnęłam dom na klucz, zeszłam na dół do portierni i oddałam kluczyk. Szłam zabłąkana, nie wiedząc, gdzie może znajdować się arena. Gdy szłam ulicą, zauważyłam autokar Dynamo, który był pusty. Prawdopodobnie prowadził do hali. Biegłam zanim jak szalona. Choć wcale niepotrzebnie, bo okazało się, że to było 200 metrów od mojego hotelu.

                                                                        ***
     
   Nikogo jeszcze nie było przed meczem.  Poszłam do kasy i zapytałam się o bilet, który zamówiłam przez Internet. Kasjerka rozmawiała po angielsku, więc mogłam się dogadać. Po krótkiej rozmowie powiedziała, że tylko kilka osób zamówiło bilet przed meczem. Mnie tam nie było. Załamałam się. Dodatkowo wszystkie bilety były wyprzedane. Akurat musiał padać deszcz! Wiedziałam, że może się tak stać. Oj ja głupia, przyjechałam na mecz, na który nie pójdę. Jestem genialna! Siedziałam przed wejściem na schodach, odrobinę mokra, czekając na kogoś kto mógłby mi pomoc w tej sprawie.
   Nie spodziewałam się, ale usłyszałam ekipę Dynamo! Nie byłam pewna, czy to oni, bo prawie każdy mówił po innym języku. Wstałam. Tak to oni! Udało mi się! Odsunęłam się na bok z uśmiechem.  Wszyscy przeszli obok mnie. Nikt nawet nie spojrzał, że tu jestem. Gdy wchodzili do tej ekipy podbiegł Bartek, ponieważ niechcący zostawił bagaż w domu i musiał się wracać. Szedł po schodach. Modliłam się, żeby mnie zauważył. Szedł krokiem żółwia. Uśmiechnął się! Tak, oby mnie poznał! Podszedł do mnie, mówiąc:
- Cześć. To nie przypadkiem ty w Łodzi oberwałaś w głowę? – zapytał.
- Tak to ja. – krzyknęłam tuląc się do niego. – Oj przepraszam, poniosło mnie.
- A co cie tu sprowadza?
- Przyjechałam na mecz, a nie mam biletów.
- Już masz to załatwione. Choć ze mną. – powiedział idąc przodem i prowadząc mnie na halę.
- Słuchaj, ja idę do szatni się przebrać, a ty siądź sobie na wybranym miejscu i czekaj na  nas. Teraz będę miał trening przedmeczowy z kolegami.

   Gdy poszedł, ja pobiegłam na miejsce gdzie było najbliżej widoczne boisko i obie drużyny. Wyjęłam aparat i czekałam na ich rozgrzewkę. Wszyscy razem przyszli, aby zostawić swoje rzeczy na ławce, oczywiście wraz z trenerem. Na początku czułam się dziwnie, bo widziałam jak patrzą się na mnie i o mnie gadają. Ale potem się rozkręciłam.
   Włączyłam aparat i zaczęłam robić zdjęcia na stronę.
________________________________________________________
  Przepraszam, że tak długo czekaliście. Ale przez jakiś czas źle się czułam i miałam testowy sprawdzian szóstoklasisty. Czekam na szczere opinie i komentarze! Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba i będziecie czekać na więcej. :)
Pozdrawiam, Julka.

piątek, 23 listopada 2012

Rozdział V.



   Wstałam. Jestem wypoczęta jak nigdy dotąd. Była już godzina 10.00! 

- O nie spóźnię się na lekcje! – krzyknęłam.

   What the fuck? Przepraszam, mam rozbitą głowę. Oleje sobie dzisiaj, pójdę w piątek. Najmniej zajęć. Zeszłam na dół. Rodzice również wstali. Nie wiem o której przyszli do domu, bo mnie to nie obchodzi. To ja wczoraj przeżyłam najlepsze chwile w moim życiu. Znaczy to są drugie, bo za pierwszym to się urodziłam. Mama jak zawsze krzątała się w kuchni, a tato leżał i oglądał telewizję. Teraz musiałam mamie powiedzieć, że pojadę do Moskwy. Było mi trudno to z siebie wydusić. A z tą głową to nawet się o nią nie zapytała. Nie ma to jak troskliwa matka. Zaszłam do kuchni.

- Mamo.. – powiedziałam cicho.
- Tak córeczko? – zapytała.
- Bo, bo ja … chcę pojechać do Moskwy na 2 dni.
- Hahaha. Trzymajcie mnie, moja córka chce beze mnie wyjechać do Moskwy. Ojciec słyszałeś to?
- Daj mi na razie spokój oglądam powtórkę meczu z Borussią. – rzekł tato.
- No ale…
- Żadnych ale.. A zresztą po co chcesz tam jechać?
- Na mecz. – powiedziałam to schylając głowę w dół.
- A ci znowu mecze w głowie. Do nauki się bierz! Co z ciebie wyrośnie jak olejesz studia. Skończysz jak sprzątaczka! – krzyknęła mama.
-  Nie, podnoś Barbara głosu na dziecko! – rzekł tato z kanapy.
- Pojadę, jeszcze zobaczysz … nawet o tym nie będziesz wiedziała. –powiedziałam sobie w myślach.
- Dobrze, mamusiu niech ci będzie. Idę się pouczyć. – rzekłam jak mała dziewczynka trochę z obrzydzeniem, ale mniejsza o to.

   Pobiegłam na górę. Wzięłam laptopa, odpaliłam go i siadłam na łóżku nakrywając nogi kołdrą. Sprawdzałam bilety lotnicze do Moskwy i na mecz. Jezu, to wszystko było drogie. Prawdę mówiąc, zbierałam pieniądze na samochód, a teraz muszę wziąć je na co innego. Bilet lotniczy kosztował 760zł ( a musiałam kupić je 2 na powrót ) , bilet na mecz 40zł, a dodatkowo opłata za najtańszy hotel na jedną noc  160 zł. Dziękuję, czego nie robi się z zauroczenia. Nie miłości, bo to przesada. Ja się tylko w nim zakochałam. :D Weszłam na facebook’a pogrzebałam, popisałam ze znajomymi. Zwłaszcza z Martą o moim wyjeździe. Chyba ją to zdołowało, bo od razu zeszła z facebook’a.  Rodzice, po mojej rozmowie z matką, pojechali na zakupy. Zostałam sama, lecz po 15 minutach usłyszałam dzwonek do drzwi, zeszłam na dół i otworzyłam, słysząc:

- Zgłupiałaś! Ty jesteś jakaś chora, chyba na zawsze tam nie wyjedziesz?! – krzyknęła wchodząc do domu.
Zamknęłam drzwi.
- Dziewczyno źle mnie zrozumiałaś … jadę do Moskwy na 2 dni, na mecz. Na razie … - powiedziałam.
- Jak to na razie? Chyba mnie tu samej nie zostawisz? – zapytała.
- Marta na razie tylko na mecz. Potem wrócę, zobaczę jak tam będę się czuła.
- Ale jesteś na studiach masz tu rodzinę, mnie, kolegów… Chyba nie zostaniesz tam tylko dla Bartka?! Zresztą go, aż tak dobrze nie znasz.
- Może nie. Ale mam zamiar się jeszcze bliżej z nim zapoznać. A zresztą nie zapędzaj się tak. Nie rzucę studiów… dla jakiejś tam Moskwy i Dynamo. Chcę tylko wyjechać na mecz. Koniec dyskusji.
- No dobra. To ja idę.
- Czemu. Tak szybko?
- Śpieszę się na dodatkowe zajęcia. Ty zdrowiej z tą swoja łepetyną. I nie rób głupstw. – przytuliła mnie.  – A tak poza tym kiedy, jedziesz?
- Jutro. Rodzice, nic o tym nie wiedzą. Zresztą pojutrze jest mecz, więc muszę się jakoś sprężyć. A wiesz, trzeba jakoś cwanie zagrać… Tato z mamą mają oboje na 1 zmianę, więc wychodzą na godzinę 04.00 , a ja mam samolot 05.30, więc się wyrobię. Teraz się zacznę pakować, póki rodziców nie ma w domu. A jak musisz lecieć, to leć. Nie zawracam ci głowy, miło mi, że się tak o mnie troszczysz. Na razie – pocałowałam ją po koleżeńsku w policzek.
- Dobrze, pa! – pomachała mi i wyszła z domu.

   Ja pobiegłam na górę i zaczęłam się pakować.

- Oby wszystko wyszło tak, jak ja chcę… - powiedziałam sobie po ciuchu.

   Noc w hotelu zarezerwowałam, a bilety również kupiłam przez Internet ( pierwszy raz w moim życiu ), więc nie wiem gdzie je dostanę.  Trzeba wszystko zabrać. 

   I jutro w drogę!

wtorek, 20 listopada 2012

Rozdział IV.



   Gdy weszłam do domu, był zamknięty. Czyżby moich rodziców nie było w domu? Stałam jak durna z tą apteczką i zawiniętą głową. Ale dobrze, że miałam zapasowe klucze w moim domu.

- Cholera jasna! – krzyknęłam, nie mogąc otworzyć drzwi.

   Czemu jestem taka agresywna?  Po otwarciu tych drzwi, weszłam do domu. Odwiedziłam wszystkie pokoje. W żadnym z nich nie było rodziców. Ale ja głupia nie pomyślałam, że zawsze kiedy mnie nie ma korzystają z czasu tylko dla siebie. Pewnie gdzieś wyszli na jakąś kolację. Pobiegłam do salonu i szybko włączyłam Polsat Sport. Leciał właśnie mecz. Oh, jak ja żałuję, że się nie uparłam i zostałam. Bym zebrała również autografy innych siatkarzy, ale wystarczyła ta cudowna chwila. Byłam zmęczona. W czasie rozmyślania, zasnęłam nie wyłączając telewizora.
   Niemrawo otworzyłam oczy, słysząc, że dzwoni telefon.

- Córciu.. nie wrócę dzisiaj z tatem na noc, bo mamy ważne sprawy. Zamknij drzwi i idź spać, bo jest już późno. Dobranoc – pożegnała się ze mną mama ze śmiechem.

   Ta jasne „ bo mamy ważne sprawy „ , jakby raz nie mogli powiedzieć gdzie naprawdę są i co robią. Mecz dawno się skończył, a ja spałam, aż 2 godziny. Nie dziwię się, wszystko przez te emocje. Zgasiłam telewizor i poszłam do swojego pokoju. Była godzina 23.27. Poszłam do łazienki. Nie mogłam się powstrzymać, aby zobaczyć moją ranę. Podleciałam do toaletki jak błyskawica, siadłam i zdjęłam opatrunek.

- Że co? – rzekłam. 

   To jest małe nacięcie i z takiego powodu stała się wielka afera… To jest jakieś genialne! :D Wzięłam do rąk swój opatrunek i patrzyłam i obmacywałam go z każdej strony, wiedząc, że dotykał go Bartek. Ale niespodziewanie zauważyłam pewien napis:

- „ Zdrowiej koleżanko! Może jeszcze się kiedyś zobaczymy. Spodobały mi się twoje rumieńce. Oto mój numer: 7*4 5*2 **0 – Bartek „ 

   O to są chyba jakieś żarty. Wzięłam telefon i szybko wpisałam jego numer.  Teraz będę miała się czym chwalić, ale bez przesady. Tylko najgorsze jest to, że widział moje rumieńce.
   Szybko zapisałam numer w telefonie i postanowiłam napisać do niego:

- „ Dzień Dobry. Czemu to akurat ja dostałam numer, a nie moja koleżanka. Zresztą nawet pana dobrze nie znam”.

   Siedziałam na łóżku. Co chwilę spoglądając na telefon i zmieniając pozycje. Po 3 minutach przyszedł sms.

- „ A co nie chcesz, żebyśmy się poznali. I nie żaden pan. Nie jestem, aż tak stary „. 

   Odpisałam:

- „ No nie wiem, czy taki młody „.

   Zaczęliśmy do siebie pisać. Nie mogłam uwierzyć, ale była godzina 00:13. Niemożliwe… Godzina mnie trochę przeraziła, ale nadal pisałam z Bartkiem. Jeszcze nigdy w życiu nie pisało mi się tak z kimś przyjemnie. Było mi przykro, kiedy musiał kończyć. Ostrzegł mnie, że wróci, lecz trochę wątpiłam. I napisał mi o meczu sparingowym, w którym mam nadzieję, że nie oberwę paczką orzechów.
   Szczerze mówiąc, nie wiedział, że planuję polecieć do Moskwy na mecz , a w sms dużo się o nim dowiedziałam. Nawet przeprowadziliśmy krótką rozmowę telefoniczną.
   Po skończeniu pisania położyłam się spać, zapominając, że nie mam na sobie piżamy i będąc sama w domu.