- A o czym rozmawiałaś z Martą? – zapytał Bartek.
- Mam tylko tydzień… - odpowiedziałam, nalewając barszcz do
misek.
- Ale na co?
- Na zaliczenia… - nie dokończyłam, siadając do stołu.
- Nie przejmuj się… dasz radę. A co poza tym zalicza ci się do
zaliczeń?
- Pływanie, skok w dal, którego poduczy mnie Marta, rzut
dyskiem i sport grupowy.
- Ooo, to tak się składa, że cię poduczę ze sportu
grupowego. A co dokładniej wybierzesz z niego?
- Ale ty głupi jesteś. – zaśmiałam się.
- Oj, wiem, że siatkówka. – odwzajemnił śmiechem Bartek,
przy okazji próbując barszcz.
- I jak? – skrzywiłam się.
- Dobry… lepszego nie jadłem, ale coś dziwnego czuję w
ustach. – rzekł.
W tej oto chwili z
ust Bartka wyłaniał się dłuuuuuuuuugi włos. Zrobiło mi się nie dobrze na samą
myśl, że to jest mój. Wolałabym teraz wsiąść na rower i przejechać nawet 20
kilometrów albo popływać przez godzinę, byle tylko umęczyć się fizycznie i nie
myśleć.
- Przepraszam… - powiedziałam do Bartka.
- Ale mówiłam ci, że nie jestem dobrą kucharką. – dodałam
szybko.
- Oj, spokojnie.. nic się nie stało.. gotujesz dobrze, tylko
pamiętaj, aby związywać włosy nie tylko na AWF. – odpowiedział z uśmiechem.
Uff… ulżyło mi, że
ten włos nie przeszkodził przynajmniej Bartkowi w jedzeniu barszczu, bo ja straciłam
ochotę na niego.
- Dobre było… Mam
nadzieję, że pierożki wraz z barszczem jeszcze wystarczą na kilka dni. Bo danie
było wyśmienite, nie mówiąc o tym włosie. – rzekł Bartek.
- Cieszę się niezmiernie, a prawdopodobnie jedzenie zostanie
na dobrych kilka dni, bo za dużą porcję zrobiłam. A jak już zjadłeś, to ja
posprzątam.– odpowiedziałam.
- Oj zostaw to… przecież mówiłem ci, że ja mam również
niespodziankę.
Bartek wziął mnie
za rękę i wyprowadził za drzwi do domu. Po chwili do mnie dołączył.
- Co ty knujesz? – zapytałam.
- Bądź cierpliwa.. nie tylko w życiu, ale także na boisku. –
odpowiedział.
Poszliśmy na 4 piętro. Po czym Bartek, otworzył wejście na
dach. Szedł pierwszy po tych metalowych schodkach i wszedł na dach przez tą „
otwartą dziurę „ ponieważ bał się, że ja się zgubię. Widocznie miał mnie za
idiotkę. Gdy on znalazł się na dworze, ja z lękiem szłam po schodkach.
Gdy oboje byliśmy
na dachu, zakrył swoimi rękoma moje oczy i prowadził mnie do przodu. Chciałam
się odezwać, ale postanowiłam być cierpliwa, po tym jednozdaniowym kazaniu na
parterze. Gdy stanęliśmy oboje w miejscu, zdjął ręce, które położył mi po tym
na biodrach.
- Niespodzianka… - szepnął mi do ucha.
Ja niestety nie
zdołałam nic powiedzieć. Moim oczom ukazał się piękny widok wieczorny z dachu,
który cały dookoła był ozdobiony lampkami i posypany płatkami róż. Moje dłonie
powędrowały na mój własny bark, gdyż poczułam zimno. Bartek to zauważył.
- Trzymaj. – rzekł, nakładając swój sweterek na moje plecy.
Czułam się
niebiańsko… jak w romantycznej komedii z lat 80.
- Dziękuję.. ja, ja … nie wiem co powiedzieć.. ja…
naprawdę.. ja… DZIĘKUJĘ. – odpowiedziałam, przytulając się do niego.
Po chwili usiedliśmy
na drewnianych krzesełkach, które były już dla nas przygotowane.
- Cieszę się, że przy mnie jesteś.. Nie mogę sobie
wyobrazić, że za półtora tygodnia wyjeżdżasz i zostawiasz mnie samą. – powiedziałam,
czując jak łza spływa mi po policzku.
- A chcesz jechać ze mną? – zapytał Bartek, kucając przy
mnie i wycierając mi łzę.
W tym momencie
poczułam zawahanie. A co ze studiami, z przyjaciółmi, z rodzicami… a co z tym
wszystkim co do tej pory się działo…
- Muszę się zastanowić. –odpowiedziałam wstając i podchodząc
do czubka dachu.
- Uwierz mi naprawdę mi się podobasz… chciałabym, aby nasza
przyjaźń trwała zawsze, a może się posunęła odrobinę dalej..
- Ja… ja nie jestem gotowa…
- Rozumiem…
Po tym słowie
Bartek złapał mnie za policzki i pocałował czule.
- Zagramy w partyjkę kosza? – przerwałam pocałunek,
pokazując palcem na boisko od kosza.
- Czemu nie. – odpowiedział Bartek, trzymając mnie za rękę.
Zeszliśmy na dół,
lecz przedtem weszłam szybko do domu, wzięłam piłkę od kosza i przebrałam się w
spodnie. Bartek czekał na mnie na boisku.
- LECIMY Z TYM KOKSEM! – krzyknęłam do Bartka, podchodząc do
niego i kozłując piłkę.
- Okej. – zaśmiał się Bartek, odbierając mi piłkę i
trafiając z połowy boiska do kosza.
- Ale ja tak nie umiem.. – odpowiedziałam ze smutkiem.
- Mam pomysł.
Bartek wziął mnie
na barana i podał mi piłkę. Podszedł ze mną do kosza i rzekł:
- Rzucaj!
Bez, chwili
zawahania trafiłam do kosza z pleców Bartka i zeszłam.
- Trafiłam cieniasie!
- zaśmiałam się.
- Uwielbiam jak się śmiejesz. – odpowiedział.
- Przestań, grajmy dalej. – pocałowałam Bartka w policzek,
kozłując dalej piłkę.
Super blog z opowiadaniami ! :*:*:*
OdpowiedzUsuńJulka , tęsknie + zapraszam na mojego bloga ♥
Jak zwykle świetny rozdział ! . :D :*
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział ! Czekam na kolejny;p Zapraszam
OdpowiedzUsuńhttp://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/
Ejo :D Na samym początku masz, że rozmawiałaś z Martyną, a o ile pamiętam to ona nazya się Marta :) Kocham takie romantyczne akcje, świetnie one były opisane w "Igrzyskach Śmierci"
OdpowiedzUsuńOj przepraszam za pomylkę, która nie powinna się zdarzyć.. Nie wiem, czemu, ale dzisiaj przez cały dzień po głowie chodzi mi tę imię: Martyna .
UsuńJeszcze raz przepraszam. :D
Fajny motyw z tym dachem... :) Jestem ciekawa czy pojedzie razem z Bartkiem. Pozdrawiam! :D
OdpowiedzUsuńOjojojoj jakie to słodkie ♥
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział i zapraszam do siebie:
http://siatkowka-nas-laczy.blogspot.com/
No helou!
OdpowiedzUsuńMam nowisienki blog. Masz ochote przeczytac?
Zapraszam! :)
http://mikasa-i-gra.blogspot.it/
czekam na kolejny, Julio! :*:*:*
OdpowiedzUsuńa ten rozdział świetny jak zawsze. <3
Super rozdział ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam w wolnej chwili do siebie na nowy rozdział http://peryferiesiatkarskie.blog.pl/2013/02/16/rozdzial-25-kazdy-jest-kowalem-wlasnego-losu/
Od samego początku czytam Twojego bloga , bardzo mi się podoba .!!
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie , sama postanowiłam zacząć .! Mam nadzieję iż się spodoba :)
Oczywiście na blogu dodałam Twój do zakładki : Blogi które odwiedzam :)
Pozdrawiam Karola.!!
http://spalawziete.blogspot.com/