-Pomożesz mi?- zapytałam Bartka, biorąc pudła.
- Jasne skarbie. – odpowiedział, całując mnie w czoło.
Po chwili usłyszałam po raz kolejny dźwięk mojego telefonu..
Szybko, pudła wraz z moimi wartościami przekazałam Bartku, a ja wyjęłam komórkę
i odebrałam połączenie, nie patrząc kto chce ze mną porozmawiać.
-Halo?
- Oooo! To ty Marta. No mów co jest…
-Poczekaj, potem mi wszystko powiesz.. bądź za 5 minut przy „Rozmówka Cafe”.
- No okej.. do zobaczenia .
Pogrążyłam się myślach o co może chodzić Marcie po głowie,
lecz szybko się ocknęłam.
- Słuchaj ja muszę lecieć… jest pewna sprawa, która dotyczy
mnie. Przepraszam… potem ci wszystko opowiem.. Pa. – musnęłam lekko Bartka
dłoni i pobiegłam w stronę kawiarni.
Nie tracąc sił, biegłam jak najszybciej mogłam. Po 2 minutach
znalazłam się na miejscu. Siadłam na
krześle przy stoliku. Co chwilę rozglądałam się dookoła czy nie ma gdzieś
Marty. Nie ukrywam, że czekałam dość długo, ale przynajmniej przyszła.
- Siadaj i mów o co chodzi. – rzekłam.
- Za tydzień ma zaliczenia.
- Ty sobie żartujesz?! – wstałam.
- Mówię poważnie.. znaczy masz czas do tego tygodnia, aby
pozaliczać. Ja wczoraj już zrobiłam. Gdybyś nie wyjechała na mecz do Rosji, byś
wiedziała.
- Wiesz… prawdziwa przyjaciółka by mi wcześniej powiedziała,
ale ci się widocznie nie chciało.
- Znaczy.. oj Kaśka! Przepraszam… ale jak chcesz mogę ci pomóc.
- W czym? W czym ja się pytam! Ja po prostu nie zaliczę… -
odpowiedziałam, łapiąc się za głowę.
- No w tym co będziesz miała.. – rzekła Marta.
- Dzięki Bogu… No to
mów- ochłonęłam.
- To tak. Najpierw będziesz musiała przejść zaliczenie z
pływania, a dokładniej przepłynięcie baseny żabką, zaś potem kraulem. Następnie
skok w dal, powyżej 3,50 m. Po tym zostanie ci rzut dyskiem, ale to już obojętnie czy daleko lub blisko rzucisz, ale
musisz opanować jedną z technik co nas Biegajło uczyła. A na koniec zostanie ci
sport grupowy, który sama wybierzesz.
- Myślałam, że będzie gorzej.. Ale mam z jednym dylemat. –
zawahałam się.
- Mów..
-Cienko skaczę. – powiedziałam.
- No to w takim wypadku cię poduczę. – odpowiedziała Marta z
uśmiechem.
- Cieszę się, że przy mnie jesteś. – przytuliłam się do
niej.
- Dobra, mogłabym z tobą rozmawiać jeszcze dłużej, ale kiedy
do mnie zadzwoniłaś Bartka olałam i teraz muszę jakoś to naprawić. – dodałam.
- To leć, a i przeproś go ode mnie, bo to odrobinę moja
wina.
- Okej. Trzymaj się, na razie. – rzekłam, machając Marcie i
idąc w stronę mieszkania.
Super… Akurat składa się tak, że Bartek za tydzień wyjeżdża,
a ja mam zaliczenia. A nie ukrywam, że mi byłoby mi miło gdyby Bartek zobaczył
jak zaliczam i gram w siatkówkę. Może by mi nawet dopingował jak i odrobinę
potrenował… Ale teraz to nie ważne, muszę jakoś przeprosić Bartka za tą
zaistniałą sytuację.
Zadzwoniłam do domofonu, ale nikt nie odbierał. Musiałam
wyjmować kluczyki, a nie lubię długo szukać w torbie. Cudem były na wierzchu,
więc szybko pośpieszyłam do drzwi wejściowych. Gdy znalazłam się w mieszkaniu
nikogo nie było… leżały jedynie tylko pudła na korytarzu. Pierwsze co, to
zdjęłam kurtkę, buty i poszłam umyć ręce. Następnie zawartości z pudeł
poukładałam na miejscach, zaś same pudła wyrzuciłam za drzwi.
Obeszłam pokoje, zajrzałam na balkon i poczułam się
bezradnie. Jak bezpański pies. Miałam nadmiar wolności, którą nie wiedziałam,
co zrobić. Może tak czują się pracoholicy, którzy czekają na dzień wolny od
pracy, a kiedy przychodzi, tracą wątek, snują się bezproduktywnie z kąta w kąt
i w końcu są bardziej umęczeni odpoczynkiem niż pracą. Jednak przyszło mi do
głowy, aby zrobić w zamian przeprosin dla Bartka zrobić pyszny, klasyczny
obiad. Zamarzył mi się prawdziwy barszcz czerwony, jaki robi babcia, z
kiszonych buraków. Na to szansy nie było, bo buraki kiszą się co najmniej
tydzień. Musiałam działać wedle własnego pomysłu, co oznaczało dostosowanie
znanych przepisów kulinarnych do tego, co można zrobić tu i teraz.
Kupiłam czerwone buraki, mięso indycze i łopatkę wieprzową.
Poprosiłam o zmielenie mięsa od razu w sklepie. Zaopatrzyłam się także w
koperek, gruszki i lody bakaliowe.
Gdy wróciłam po zakupach do domu, bałam się, że Bartek
niespodziewanie wróci, a ja nie zdążę z gotowaniem. Dlatego więc, postanowiłam
napisać SMS-a do Bartka, by nie wracał do domy wcześniej niż na szesnastą.
Miałam dużo czas na to, aby eksperyment się udał, więc
najpierw zajęłam się barszczem. Obrałam wszystkie buraki i zalałam je zimną
wodą, dodałam sól, sok z cytryny, kilka kropek octu winnego i łyżeczkę cukru.
Przygotowałam również farsz mięsny z przyprawami i zaczęłam ugniatać ciasto na
pierogi. Zajrzałam do przepisów w Internecie, ale nigdzie nie znalazłam farszu
z indyka i wieprzowiny. Nie zmartwiło mnie to, oryginalność jest w cenie,
przede wszystkim w rzemiośle kuchennym. Wycinałam kółka kieliszkiem i na każde
nakładałam malutką kulkę surowego farszu. Sklejałam dobrze brzegi, a gotowe
pierożki układałam na lnianej ściereczce, na kuchennym blacie. Po ich skończeniu, nastawiłam duży garnek z
wodą. Kiedy się zagotowała, wrzucałam po kilka sztuk. Następnie wyciągałam
pierożki z wody i układałam na płaskich talerzach. Kiedy podsychały, smarowałam
lekko olejem słonecznikowym i odwracałam na drugą stronę, by się nie
posklejały.
Pracowałam zaledwie półtorej godziny. Nie było jakimś cudem
w moich oczach błysku, który pojawia się w oku kucharza prowadzącego program
kulinarny. Kuchnia przypominała pobojowisko. Nigdy więcej, postanowiłam.
Po zrobieniu danych mi rzeczy w kuchni, zajęłam się wystrojem
stołu, a także posprzątaniem mieszkania. Następnie poszłam do mojego pokoju,
aby odrobinę się ogarnąć. Przekopałam szafę. Znalazłam długą sukienkę na
ramiączka, turkusową, ze zwiewaną z falbanką na dole i białym paskiem. Lecz
zanim przebrałam się poszłam pod prysznic. Czystość, świeżość przede wszystkim,
podstawa urodziwego wyglądu. Włosy zaplątałam w koński ogon i nałożyłam
sukienkę. Zrobiłam również delikatny make-up. Buty były koloru białego na
odrobinę wysokim obcasie, aby pasowały do paska.
Po zakończeniu udoskonalania mojego wyglądu, napisałam
następnego SMS-a do Bartka, by już wracał. Po jakimś, choć co prawda krótkim czasie
Bartek zjawił się na miejscu. Aby nie niszczyć niespodzianki, siadłam przy
stole cicho jak mysz, aby zobaczyć czy się, choć odrobinę o mnie martwił. Zdjął
buty i kurtkę. Rozglądał się po wszystkich pokojach, lecz do pomieszczenia, w
którym ja znajdowałam się nie wszedł. Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam
specjalnie kasłać. Po chwili widocznie Bartek, doszedł do wniosku, że jednak w
domu jestem i stanął jak wryty w moją stronę w drzwiach.
- Niespodzianka! – powiedziałam spokojnie, wstając.
- Dziękuję. A cóż to za okazja? – odrzekł Bartek, łapiąc
mnie za biodra.
- Chciałabym cię przeprosić, że w ośrodku rehabilitacyjnym
cię tak zostawiłam z tymi pudłami, a sama pobiegłam do kawiarni.
- Nic się nie stało… ślicznie wyglądasz.
- Nie zawstydzaj mnie. – pocałowałam go w czoło.
- A co dzisiaj dla mnie przygotowałaś? – zapytał.
- Nie widać? – rzekłam, robiąc pozycję modelki.
- Przestań już żartować. – zaśmiał się Bartek.
- Nie, a tak na poważnie to zrobiłam taki mały eksperyment z
barszczem i pierożkami z farszem wołowo-indyczym. Mam nadzieję, że cię nie
zatruję.. bo to mój własny pomysł.
- Nareszcie! Od kiedy
przyjechałem do Polski, marzę o prawdziwym tradycyjnym daniu.
- Bo ty sobie sam leniuchu oczywiście nie potrafisz zrobić!
Ale poza tym, ta potrwa, którą ja zrobiłam, nie jest, aż taka tradycyjna. –
rzekłam.
- Jest, jest.. tak jak ty zawsze przy mnie. – odpowiedział z
uśmiechem.
- Już dobra, siadaj do stołu. A poza tym gdzie byłeś? – zapytałam rumieniąc
się.
- Zobaczysz potem.. Bo też sam przygotowałem dla ciebie
niespodziankę. – powiedział, siadając do stołu.
______________________________________________________________
Od autorki:
Chcę was również przeprosić ja... ponieważ rozdziały rzadko dodaję, gdyż mam coraz mniej czasu.
A również, przepraszam, że nie jestem genialną polonistką i popełniam dużo błędów językowych.
Pierwszy raz piszę bloga i mam 12 lat... ale to mnie przecież nie usprawiedliwia..
Jeszcze raz przepraszam... Pozdrawiam, Julka.